Buduje grille oraz wędzarnie pod chmurką. Do tego celu używa naturalnego kamienia. Jest mistrzem w swoim fachu. Ma wielu klientów, którzy cenią sobie surową, nietuzinkową estetykę. Zamówienia na kamienne piece realizuje nie tylko w swojej okolicy, ale w całej Polsce. Zanim zaczął w ten sposób zarabiać, handlował materiałami budowlanymi oraz kamieniem ogrodowym. Prowadził także firmę transportową.
– Moja działalność w transporcie miała korzenie rodzinne, ponieważ zajmował się tym wcześniej mój ojciec. Zaczynał w latach 50. ubiegłego wieku. To były pionierskie czasy w tej dziedzinie, niebywale trudno było poradzić sobie z ówczesną biurokracją, zdobycie koncesji na przewóz towarów czy osób graniczyło z cudem. Mimo wszystko połknąłem bakcyla i zdecydowałem się pójść w ślady ojca. Początek lat 90. nie sprzyjał jednak rozwojowi małych firm transportowych, szybko się okazało, że jest to biznes opłacalny tylko dla dużych graczy. Mając 3-4 samochody rynku transportowego się nie zawojuje – opowiada Pan Witold, przedsiębiorca z Podkarpacia. – Musiałem się poddać, tym bardziej, że padłem ofiarą nieuczciwych zleceniodawców. Aby wyjść na prostą, musiałem sprzedać część swojego firmowego majątku.
Trzeba było pomyśleć o czymś innym. Wybór padł na materiały budowlane. Pan Witold wyspecjalizował się w kruszywie ozdobnym. O jego istnieniu dowiedział się przebywając za granicą.
– Będąc w Skandynawii zwróciłem uwagę na to, że alejki, przydomowe i parkowe chodniki wysypuje się tam ozdobnymi grysami. Wyglądało to cudownie. Pomyślałem wówczas, że można byłoby podobną modę zaszczepić w Polsce. Od tego czasu minęło 26 lat. Początki były ciężkie, ludzie nie chcieli przekonać się do upiększania swych ogrodów kolorowymi kamieniami. Pamiętam taką sytuację, że jeden z klientów potrzebował kruszywa po to, by wymieszać je z cementem. Zdecydował się na fantastycznie wyglądający materiał w kolorze różowym, który przywoziłem wówczas spod Krakowa. Zdziwiłem się, ponieważ ozdobny grys to materiał gotowy. Tłumaczyłem człowiekowi, że trzeba go w odpowiednim miejscu wysypać, zagęścić i cieszyć się jego wyglądem. Pan odpowiedział mi, że jak widzi kamień na podwórku, to wyrzuca go za płot do sąsiada. Moje edukacyjne wysiłki poszły na marne– wspomina pan Witold. – Teraz na szczęście się to zmienia. Mniej więcej od pięciu lat obserwujemy wzrost zainteresowania tego rodzaju asortymentem. Ludzie wyjeżdżają w świat, widzą jak wyglądają angielskie, czy skandynawskie ogrody i zaczynają odchodzić od jedynie słusznego bruku. Kolorowe kruszywa stanowią obecnie wyraźną alternatywę dla wykostkowanych powierzchni. Widać to między innymi w okolicach Jasienicy, czy Domaradza.
Aby biznes przynosił stałe utrzymanie dla rodziny, nie może być jednorodny. Trzeba mieć w zanadrzu coś, czego nie są w stanie zaoferować konkurenci. Nasz bohater postawił na ogrodowe piece i grille. Składów budowlanych jest teraz na pęczki, trudno konkurować szczególnie z tymi, które powstały przy sieciowych marketach. Aby móc normalnie funkcjonować, trzeba było szukać jakiejś alternatywy. Wybór padł na kamienne grille, wędzarnie i piece chlebowe. Jeszcze do niedawna sam jeździłem po Polsce i od podstaw stawiałem te konstrukcje. Teraz mam pracowników, którzy budują je według mojego projektu. Jest to proces kilkudniowy, zdecydowałem, że nie mogę sobie pozwolić na to, by przez tydzień być poza domem i firmą.
Kamienne grillo-wędzarnie nie należą do tanich, wraz z osprzętem trzeba za nie zapłacić ok. trzech tysięcy złotych. Na brak zainteresowania klientów pan Witold jednak nie narzeka, aby mieć takie cudo na swoim podwórku obecnie w kolejce trzeba czekać około 4 miesiące. – Skąd popularność kamiennych pieców? Myślę, że jest to coś niepowtarzalnego, coś, czego nie znajdziemy w żadnym markecie z asortymentem ogrodowym. Poza tym, przekonujemy się coraz bardziej do wytwarzanych przez siebie wędlin i domowych wędzonek. To na pewno zdrowsza alternatywa dla tego, co wisi na sklepowych hakach. Lubimy też biesiadować pod chmurką, grill staje się ważnym elementem naszych obejść.
U podstaw każdego biznesu leży mądre gospodarowanie finansami. Nie bez znaczenia były w tym kontekście pieniądze pozyskane z funduszu pożyczkowego Fundacji Wspomagania Wsi. Pan Witold skorzystał dwukrotnie z tej możliwości. Pieniądze przydały się miedzy innymi na zakup materiałów, koniecznych do budowy wspomnianych grilli. –Wszystkiego jeszcze nawet nie wykorzystałem. Trzymam pewną pulę pieniędzy w formie zabezpieczenia – tak, by w razie dużego zamówienia nie stracić płynności finansowej.
Pan Witold podkreśla, że małym firmom trudno jest się utrzymać na rynku. Ale z drugiej strony niepewny los pobudza kreatywność. – Naszym ostatnim pomysłem są altany ogrodowe, dążymy do tego, by niebawem wyspecjalizować się w ich produkcji. Obecnie szukamy zbytu na ten asortyment. Wierzę, że nam się powiedzie – dodaje.
Autor: Przemysław Chrzanowski
Data publikacji: 3 października 2016r.
Fotografia pochodzą z archiwum przedsiębiorcy