Janusz Kosowski z zamiłowania i wykształcenia jest mechanikiem samochodowym. Kiedy przed laty wpadł na pomysł prowadzenia działalności w tym kierunku, dysponował skromną szopą bez koniecznego zaplecza. Można powiedzieć, że zaczynał od zera. Dziś posiada murowany warsztat z prawdziwego zdarzenia, ma wiernych klientów i z nadzieją patrzy w przyszłość. Firma znajduje się w miejscowości Nawsie Brzosteckie.
– Z wykształcenia jestem mechanikiem samochodowym. Mogę powiedzieć, że styczność z motoryzacją mam praktycznie od szkoły podstawowej. W piątej klasie potrafiłem rozłożyć, naprawić i poskładać motocykl. Zawsze mnie to pociągało, a więc moja zawodowa droga to przy okazji pasja. Wszystko jej podporządkowałem. Poszedłem do szkoły o profilu mechanicznym, jednocześnie praktykowałem w warsztacie. Tam też znalazłem swoją pierwszą pracę. Po drodze były różne formy doskonalenia, zdawałem egzaminy czeladnicze i mistrzowskie – wspomina pan Janusz.
Pokojowa misja „za kółkiem”
A potem poszedł „w kamasze”. Oczywiście i tutaj miał styczność z samochodami. Jeździł, naprawiał, nabierał doświadczenia. Wiele nauczył się na… misjach pokojowych na Bałkanach. – To był 1997 i 1998 rok. Stacjonowaliśmy w Bośni i Hercegowinie. Przez cały ten czas serwisowałem wozy bojowe. Tam nie można było sobie pozwolić na zaniedbania, od sprawności auta mogło przecież zależeć czyjeś życie. W 1999 roku zaczęło się Kosowo, sporo naszych chłopaków tam pojechało. Ja stwierdziłem, że trzy lata w służbie w zupełności wystarczą. Wtedy zacząłem myśleć nieco poważniej o swojej przyszłości. Stwierdziłem, że godziwe pieniądze będę w stanie zarobić tylko za granicą.
Za granicą bez kokosów
Pan Janusz postanowił wyjechać do Niemiec. Na miejscu okazało się, że z pracą nie jest tak łatwo jak powszechnie głosiły obiegowe opinie. Najtrudniejsza do pokonania była bariera językowa. – Zacząłem się uczyć niemieckiego. Pracowałem w polu a jednocześnie pakowałem do głowy dziesiątki słówek i zwrotów. Po trzech miesiącach udało mi się lakonicznie porozmawiać z moim pracodawcą, dzięki temu miałem okazję pochwalić się, że z zawodu jestem mechanikiem. Od tego momentu w polu spędzałem niewiele czasu, zaglądałem za to do traktorów. Postanowiłem jednak wrócić, chciałem robić to, co wychodziło mi najlepiej.
Dobrze wyremontowane auto popłaca
Początkowo nasz rozmówca nie miał zamiaru pracować na własny rachunek. Jak sam przyznaje, chciał się zatrudnić u kogoś, by uniknąć odpowiedzialności. Szybko jednak przekonał się, że warto firmować swym nazwiskiem dobrze wyremontowane auto. – Pocztą pantoflową poszła informacja, że spod mojej ręki wychodzą solidnie naprawione samochody. I właściwie nie było już odwrotu, trzeba było założyć działalność. Miałem kawałek pola w sąsiedniej miejscowości i tam zacząłem budować wszystko od zera. Jeszcze będąc w Niemczech postawiłem niewielki budynek, w którym uruchomiłem warsztat. I od tego wszystko się zaczęło. Przebrnąłem całą procedurę, związaną z założeniem działalności i uzyskaniem masy pozwoleń. Weta nie postawili też sąsiedzi, mój warsztat nikomu tu nie przeszkadza. – opowiada Janusz Kosowski. – Budowana latami renoma dziś przynosi pożądane efekty. Jestem wszechstronny, ponieważ zajmuję się zarówno mechaniką pojazdową, jak również blacharką. Nie nastawiam się na konkretne modele, jestem w stanie kompleksowo zająć się każdym autem.
Fundacja Wspomagania Wsi przyszła z pomocą
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie inwestycje, których podjął się pan Janusz. Za pieniądze z pierwszej pożyczki pozyskanej z Fundacji Wspomagania Wsi kupił najważniejsze elementy wyposażenia. – Nabyłem za to przede wszystkim podnośnik i ramę naprawczą. Były też jakieś narzędzia. W mojej branży wszystko sporo kosztuje. Nie mogę kupić sobie klucza za 20 złotych, bo z pewnością długo mi służył nie będzie. Aby sprzęt był wydajny, trzeba w niego porządnie zainwestować – tłumaczy pan Janusz. – Potem była druga pożyczka, za którą dobudowałem kolejny segment warsztatu. Potrzeb było wiele: zrobiłem elewację, wstawiłem okna… Nowy obiekt pozwolił mi na uruchomienie handlu częściami zamiennymi. Klient przyjeżdża do mnie i wszystko ma na miejscu. Dzięki podpisanym umowom z hurtowniami mogę zagwarantować najniższe ceny w okolicy.
Dzięki pożyczce – większe możliwości
– Z fundacyjnych pieniędzy korzystam cały czas, to łatwo dostępne środki, które jak najbardziej wspierają rozwój mojego interesu. Dzięki nim kupiłem na przykład komputer do diagnostyki usterek samochodowych. To była wyższa konieczność, ponieważ dzisiaj nie można naprawić auta jedynie przy pomocy śrubokręta. Trzeba wpiąć się w komputer wozu i ustalić, co go „boli”. Cieszy mnie, że powoli sprzęt zaczyna się zwracać. Chciałbym też dodać, że niedawno zainwestowałem w stworzenie miejsca dla stażysty. Przyjąłem go za pośrednictwem Urzędu Pracy. Musiałem wówczas sprostać wielu wymogom, trzeba było między innymi w warsztacie zorganizować zaplecze socjalne i sanitarne. Chłopak się sprawdził i w tej chwili jest już u mnie zatrudniony na umowę o pracę. Wszystko legalnie, zgodnie z przepisami Prawa Pracy – z dumą podkreśla Janusz Kosowski.
Szara strefa mu nie groźna
Właściciel warsztatu nie obawia się działania szarej strefy. Zdaje sobie sprawę z tego, że w okolicy działają domorośli fachowcy, którzy remontują samochody po stodołach. Jakość ich usług dalece odbiega jednak od przyjętych norm. Niejeden klient się już w takim pseudo warsztacie „sparzył”. Wykładając duże pieniądze, spodziewamy się solidności. W praktyce kończy się fuszerką. I właśnie spod takich adresów ludzie trafiają potem do mnie. Wykonuję usługę, a oni potem do mnie wracają. I to jest bezcenne.
Tekst: Przemysław Chrzanowski
Data publikacji: 4 lipca 2016 r.