Aktualności Baner

Czy można zabezpieczyć się przed utratą wartości pieniądza w kryzysie?

Jak zabezpieczyć posiadane, nie tylko w kieszeni, środki pieniężne zwłaszcza teraz, w dobie wyczuwalnych w powietrzu kryzysów? I nie myślę tu o udzielaniu porad inwestycyjnych, bo od tego są wyspecjalizowani doradcy. Pieniądz – jak uczy historia – nie lubi wojen, katastrof, niepewności i destabilizacji. W takich momentach traci na wartości, słabnie i powoli staje się pusty.

Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych, po śmierci mojej babci porządkowałam jej mieszkanie. W głębokim pawlaczu znalazłam dwie nowe kołdry, kilka tak samo nowych poduszek i ze trzy tuziny dużych opakowań zapałek. Kiedy zapytałam dziadka o powód takich zapasów, okazało się, że z początkiem lat 60-tych XX wieku we wszystkich mediach wyczuwało się groźbę III wojny światowej. Moja babcia mocno doświadczona hekatombą II wojny zakupiła te kołdry jako towar wymienny, na wszelki wypadek – gdyby nie było już pieniędzy, wymieniałaby je na to, co najpotrzebniejsze dla niej, ufając jednocześnie, że kołdry to równie cenny towar dla innych.

Dziś z perspektywy czasu i wieloletnich studiów ekonomicznych rozumiem babciną przedsiębiorczość. Przecież pieniądz – jak sama definicja wskazuje – to powszechny środek płatniczy, przyjmowany w zamian za towary i usługi. I to „w zamian” jest tu kluczowe. Pełni rolę przekaźnika, bo liczy się zamiana, oddanie czegoś za coś. W dodatku  ta wymiana ma się równoważyć, a każda strona transakcji ma być usatysfakcjonowana. Bez względu na to, czy dokonuje się jej za pośrednictwem pieniądza, czy też nie. Znamy to przecież z historii. W dobie wojennej zawieruchy, takich „środków w zamian” istniała cała gama, chociażby bimber, czekolada czy papierosy. Posiadanie zatem kapitału w różnych postaciach – takich jak antyki, biżuteria, lokaty, papiery wartościowe, dzieła sztuki, drogocenne kamienie – dywersyfikuje nasze możliwości i siłę nabywczą. Tym samym zwiększa szansę przetrwania niepewnych czasów.

A te czasy, czy chcemy czy nie – tworzymy trochę sami. Boimy się, co przyniesie jutro, czym zaskoczy nas świat. Jak zachowa się złotówka? A przecież gołym okiem widać: wszystko drożeje, czyli jej wartość spada. Z każdym dniem jej siła nabywcza jest coraz mniejsza: wczoraj określona   wartość złotego pozwalała kupić kilogram mięsa, dziś 2 kostki masła, jutro kilogram cukru, pojutrze – być może – jedno jajko. Czarny scenariusz – tak właśnie rodzi się panika, zachowania irracjonalne biorą górę. I raptem dana społeczność, choć od działań wojennych dzieli ją kilkaset kilometrów, ogałaca niechcący okoliczny rynek ze wszelkich zapasów jaj i cukru. A wówczas nieubłagane prawa rynku dają natychmiast o sobie znać – brak towaru powoduje, że rośnie na niego zapotrzebowanie u pośredników, więc lokalni producenci podnoszą jego cenę przy kolejnej dostawie, chociażby po to, by odzyskać czas na wyprodukowanie kolejnej partii. I tak, zupełnie niechcący spełniają się czarne scenariusze. Pieniądz traci swoją wartość, a my stajemy się zakładnikiem własnych proroctw.

A przecież klęsk czyha za rogiem całe stado: od nieurodzaju, przez wielką powódź, suszę i huragany, aż po wyczerpanie źródeł energii czy wody pitnej, brak prądu i wojnę. I każda z nich wymaga innych zabezpieczeń, innego koła ratunkowego i innych sposobów przetrwania. Pieniądz jest tylko środkiem i nośnikiem tymczasowych rozwiązań. Wszystko zależy od długości trwania zagrożenia i naszej w tym wszystkim pomysłowości i zapobiegliwości. Dlatego też nie dajmy się ponieść emocjom i czarnym scenariuszom. To ostatnia rzecz, której życzylibyśmy sobie i naszym, ciężko zarobionym pieniądzom. Bo z punktu widzenia każdego z nas zarobiony przez nas pieniądz to nic innego jak równowartość naszej pracy i codziennego wysiłku na jego zdobycie. A wiadomo, że posiadany pieniądz można zawsze pomnożyć, chociażby poprzez różnego rodzaju inwestycje. Jednakże nie musi to wcale oznaczać pomnażania jego wartości. Tego nas uczy historia pieniądza.

Jak wiadomo, pieniądz towarzyszy człowiekowi od tysiącleci. Jego mgliste początki, sięgające kultur pierwotnych przyjmują zawsze postać tego, czego człowiek miał w nadmiarze. Wśród plemion koczowniczych było to bydło (łacińskie „pecus” oznacza bydło, od niego powstałe „petunia” – to pieniądz), dla ludów osiadłych zajmujących się rolą –  zboże. Formy „płacideł”, bo tak naukowcy określają pierwotne formy regulowania wzajemnych zobowiązań, przyjmują różnorakie postaci w zależności od kontynentu i przyjętych norm wartości. I tak były to i muszle (np. słynne muszelki kauri, będące przez wieki popularnym środkiem płatniczym w Afryce, Azji i Oceanii, a nam znane jako ozdoba góralskich, męskich kapeluszy), ziarna kakaowca, skórki zwierząt futerkowych, jedwab, kadzidła, przyprawy, szlachetne kamienie czy w końcu sól, która w Polsce nawet miała swoją jednostkę – tzw. krusze. Stąd powszechnie używane do dziś powiedzenie „słono za coś zapłacić”. Gdy wreszcie człowiek dokopał się do różnorakich kruszców, kiedy nauczył się je przetapiać i łączyć, a w końcu wynalazł stempel – począł wybijać monety. Należy pamiętać, że różne cywilizacje w innych momentach swojego rozwoju rozpoczynały przygodę z monetą, np. starożytne Chiny biły monety pod koniec III wieku p.n.e., zaś Lidyjczycy z Azji Mniejszej – już w VI wieku p.n.e.

Czasy nowożytne to niebotyczna kariera pieniądza. Podboje kolonialne i wielowiekowa ekspansja białego człowieka na inne kontynenty pozwala rozwinąć się pieniądzu w formy dotąd niespotykane. To wówczas powstają pierwsze „listy podróżne” – pierwowzór późniejszych czeków. To wówczas też – co najistotniejsze w dziejach pieniądza – spływają do Europy zdobyte na Inkach i Aztekach ogromne ilości złota. Ten fakt ma niebagatelny wpływ na dalsze losy starego kontynentu. Bo oto złoto, nie tylko pozwala na wkroczenie w epokę wynalazków, stając się pośrednio kołem napędowym rewolucji przemysłowej i industrializacji miast, ale przede wszystkim staje się miarą wartości wszystkich pozostałych dóbr. Innymi słowy, staje się nośnikiem wartości nabywczej, a to oznacza, że ma moc zaspakajania rosnących potrzeb bogacących się społeczeństw. Już pod koniec XVII wieku powstają pierwsze banki o charakterze centralnym (1668 rok – Riksbank w Szwecji, 1694 rok – Bank of England), które tym samym dają podwaliny pod nowożytny system finansowy. To one jako pierwsze wprowadzają do obrotu pieniądz papierowy, tzw. „kwit papierowy” – prekursor dzisiejszego banknotu.  W owym czasie jest on swego rodzaju poświadczeniem zdeponowania w banku określonej ilości kruszca, wyrażonego w bilonie tj. w cennych wówczas monetach, bo obarczonych określoną wagą złota.

Kilkanaście lat później Anglia jako pierwsza przyjmuje standard złota jako nieformalny system wymiany złota, co oznacza, że ustala cenę swojej waluty w powiązaniu z odpowiednią ilością złota. Musi minąć ponad wiek, aby inne państwa przyłączyły się do tego systemu. W ten sposób od 1880 roku aż do 1914 roku prawie wszystkie państwa Europy stosują tzw. parytet złota. Oznacza to, że każdą jednostkę pieniądza papierowego ma równoważyć określona waga złota będącego posiadaniu danego państwa. Należy zauważyć, iż jest to okres znaczącego wzrostu gospodarczego, zarówno krajów Europy jak i Stanów Zjednoczonych.

Wybuch I wojny światowej przynosi wzrost wydatków rządowych na działania wojenne, co narusza równowagę ilości złota w rezerwach państwowych. Stąd już krok od przymusowej rezygnacji z parytetu złota. I tak też się dzieje – większość państw rezygnuje z systemu złotowego. Mimo prób powrotu do tego systemu w okresie międzywojennym (m.in. Anglia w 1925 roku), większości państw nie udaje się już do niego powrócić. Przyczynia się do tego nie tylko nałożenie wielkich reparacji na państwa przegrane, ale również próba wyegzekwowania długów wojennych przez Stany Zjednoczone. Wobec takiej sytuacji, pieniądz w zastraszającym tempie traci na wartości, co skutkuje wielką hiperinflacją (m.in. w Niemczech i innych państwach przegranych) i ma niebagatelny wpływ na kryzys światowy 1929 roku.

Poobijane, przetrącone działaniami wojennymi i wielkim kryzysem gospodarki większości państw próbują ratować wartość swojego pieniądza, jednakże rzadko są to próby skuteczne. Kolejna międzynarodowa próba ustanowienia wspólnego systemu następuje w 1944 roku, kiedy to na konferencji w Bretton Woods (USA) wartość pieniądza ustala się w oparciu o dolara. Powstaje system dewizowo-złotowy, w którym to dolar staje się kluczową walutą w handlu międzynarodowym, a jego przelicznik do wartości złota ma obowiązywać wszystkie państwa biorące udział w konferencji. Notabene: Polskę reprezentuje Gustaw Gottesman jako wysłannik Rządu Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźctwie.

Ale i ten system kapituluje przed wszędobylskim pieniądzem. W 1971 roku, w wyniku  pogłębiającej się inflacji w USA i spadku wartości dolara Richard Nixon zawiesza wymienialność dolara na złoto, co ostatecznie zamyka erę ładu monetarnego, opartego na złocie.

Dziś w większości państw króluje tzw. pieniądz fiducjarny, czyli pieniądz, którego wartość opiera się na zaufaniu użytkowników do emitenta. Takim emitentem zazwyczaj jest bank centralny danego państwa. To bank centralny ustala w ramach prowadzonej polityki pieniężnej ilość pieniądza w obiegu, a tym samym jego wartość. Wykorzystuje w tym celu takie instrumenty jak stopy procentowe, operacje rynku otwartego czy poziom rezerwy obowiązkowej. W Polsce, zgodnie z art. 227 Konstytucji RP: „Centralnym bankiem państwa jest Narodowy Bank Polski. Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza.”

A zatem jaka jest ta wartość? Okazuje się, że bez podania kontekstu, okoliczności, czasu i miejsca nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Bo przecież czym innym będzie dywagowanie na temat polskiej złotówki, będąc zagranicą, a czym innym, robiąc zakupy na pobliskim bazarku. Inaczej też opiszemy wartość pieniądza, wyrażonego nakładem pracy na jego zdobycie, a inaczej gdy jest czystym banknotem w naszej kieszeni. Jakkolwiek nie podejść do definicji wartości pieniądza, to okazuje się, że najistotniejszy jest tak naprawdę ten banknot w kieszeni. To on spędza  sen z powiek, bo to od niego zależy nasza przyszłość i nasze bezpieczeństwo. Ile będzie wart jutro, za tydzień, za rok, za kilka lat? A może należy inaczej zadać to same pytanie: ile będzie warta moja praca jutro? Ile będę mógł/mogła zarobić, a tym samym dać z siebie za tydzień, za rok? Za kilka lat? Niby pytanie o tę samą wartość, a jednak brzmi inaczej, zwłaszcza gdy pada w sytuacji kryzysowej.

Bibliografia:

– A. Sławiński “Polityka pieniężna” (C.H. Beck. 2011)

– M.D. Bordo “Standard złota” (Instytut Misesa, za Liberty Fund, 2008)

– Portal Edukacji Ekonomicznej NBP (nbpportal.pl)

– W. Morawski “Finansowe konsekwencje pierwszej wojny światowej” (mawiawieki.pl)

– Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78)

– “Profit Journal” kwartalnik finansowy (profit-journal.pl)

– Wikipedia, nowa encyklopedia (pl.wikipedia.org)

Autorka: Joanna Pucek- Śliwińska dla Witryny Wiejskiej: https://witrynawiejska.org.pl/2024/12/16/czy-mozna-zabezpieczyc-sie-przed-utrata-wartosci-pieniadza-w-sytuacji-kryzysowej/

Zobacz również